W objęciach wiosny: Dacia Spring

Dacia Spring pod lupą Go! Duster. Testujemy rumuńskiego elektryka.
[Artykuł przeczytasz w 23 min.]
Nie, nie załatwiliśmy sobie last minute do ciepłych zakątków naszej planety, gdzie złoty piasek i lazurowe morskie fale. Wręcz przeciwnie, wspólnie z Wami znosimy przygnębiającą atmosferę dżdżystej późnojesiennej pogody. Przy okazji jednak chętnie dzielimy tym, co się urodziło nam z bliskiej wiosennej przygody z młodą (bo zaledwie z 2k na liczniku) osobniczką o świeżym, niczym powiew zielonych liści na drzewach i krzewach na Żoliborzu, imieniu Dacia Spring.
Wiosenna przygoda tej jesieni
Tam, gdzie tradycja nie odpuszcza nowoczesności
Ascetyczne wnętrze z głową w obłokach
Mała, wredna i zaczepialska
Prowokująca duszyczka towarzystwa
Najeżony pstryczek-elektryczek
Trwa ładowanie…
Lekcja pokory i zarządzania czasem
Z rodziną najlepiej nie springuj
Czterej w Springu bez psa
Mała Spring o dużym bagażniku
Smukła i szczupła, do nadwagi nieskora
Wiosna czy przedwiośnie – oto jest pytanie
Wiosenna przygoda tej jesieni
Poznaliśmy się ze Spring zupełnie przypadkowo, ale nie bez udziału wspólnej koleżanki z Polski – Renówki. Wiecie, jak to bywa… Spontanicznie i zupełnie wiosennie, choć i jesień za oknem. Ale nam to nie przeszkadzało. W końcu od tego jest ta druga, trzecia i kolejne młodości.
Ot, przechodziliśmy obok RRG Warszawa na (chyba nawet z tragarzami) i wpadliśmy na siebie. Potem szybka pogadanka i się zakręciło. To była iskierka od pierwszego spojrzenia. Delikatne przekręcenie pokrętła w pozycję „D”, lekkie muśnięcie pedału przyspieszenia (bo z gazem w elektryku jakoś to już się nie kojarzy)… i z praktycznie niewyczerpanymi pokładami energii (w okolicach 91%, zgodnie z kolorowymi zegarami) poszliśmy w pląsy.
Nieco wybiegając do przodu, szalone pomysły trzymały się nas przez cały tydzień wspólnej, zwariowanej przygody. A na sam koniec, by przypieczętować ten niezapomniany czas, postanowiliśmy wydziergać sobie na ramieniu, elektryzujące wzrok, pioruny.
Nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to niesamowite uczucie niespostrzeżenie przemknąć pasem dla autobusów i taksówek, zostawiając gdzieś obok spaliny i kopcące diesle. Zmartwienia 1.0, 1.3, 1.5, 1.6 i nawet 2.0 zostawić za sobą, pokazując im nieprzystojny młodzieżowy gest. Wtulić się w fotele z ekoskóry, załączyć Media Nav Evo na Linuxie i w akompaniamencie lekkiego pohukiwania silnika, zanurzyć się we wspomnienia nocnych, studenckich powrotów tramwajem i rozbrzmiewającego po pustym wagonie głosu – „Przystanek Plac Narutowicza, następny przystanek – Wawelska”.
Tam, gdzie tradycja nie odpuszcza nowoczesności
Przez ten tydzień byliśmy znowu młodzi i gniewni, szaleni i jednocześnie powściągliwi (szczególnie w trybie ECO). Zresztą, jak się okazało, Dacia to w ogóle szczypior. Ale takim nawet jest łatwiej łamać utarte konwenanse, zadzierać nosa i wygrywać młodością. Napędzać elektryczność, rewolucjonizować spojrzenie na świat, wywracać do góry nogami światopoglądy i babcinie wierzenia. Tak, takim jest zdecydowanie lżej, bo nie mają ani nic do stracenia ani nie oglądają się do tyłu, bo tam w ciemnościach czyhają klamry nawiasów i pęta tradycyjnego sloganu „diesel musi kopcić”.
Dacia swoją wiosną tworzy z międzynarodowego, zmanierowanego i przesadnie dystyngowanego Wersalu, młodzieżową hip-hopową Proximę. Śmieje się w oczy Tesli i porywa do tańca ociężałe i syte damy z królewskiego, motoryzacyjnego dworu. Po prostu się buja i cieszy – jak na nowalijkę przystało.
Dacia nie ma wyrafinowanej tradycji, bo tradycję tworzy właśnie teraz, dzięki Renault. Nie ma też kwiecistej historii z wielkimi wynalazcami i jeszcze większymi nazwiskami w tle, ale jej designerzy potrafią zdziwić i przyjemnie, minimalistycznie zaskoczyć.
Dlatego w Spring tradycja jest młoda i jest zlepkiem Sandero, Dustera i Logana w każdej z trzech obecnych postaci. Z innej strony wiosna jest zawsze młoda, jest zawsze podpasana wiatrem, rozczochrana, niewyspana, ale w skowronkach. I dlatego ją lubimy. I dlatego Dacia Spring da się polubić… jednak pokochać na pewno nie każdemu się uda. Bo to musi być „zing”.
Ascetyczne wnętrze z głową w obłokach
Po chwilowej znajomości Spring wcale nie wstydziła się zabrać nas do domu. Bez oporów nacisnęła przycisk odblokowania drzwi wejściowych i zaprosiła nas na zieloną herbatkę. Jesienią, herbata z prądem, smakuje wyśmienicie, wierzcie nam na słowo.
Jak się wkrótce okazało, nie było w tym nic dziwnego i nadzwyczajnego. Z tego wnętrza niewiele udałoby się wynieść. Nie było tam ani złotych klamek, ani perskich dywanów, a tapicerkę nie zdobiły kryształki Swarovskiego. Wiosna nie miała też zbyt wyszukanej zastawy na 12 osób. Przełączniki, plastiki, wykończenie i nawet ramka Media Nav wręcz do bólu przypominały pierwszą generację Dustera. Zresztą na zakrętach, gdy szaleliśmy na spacerach, mrugała, wydając dźwięki niezwykle zbliżone do tych z DD1. Innymi słowy, legiony Imperium Rzymskiego mogły jej pozazdrościć prostoty i smaku. Schludnie, czysto i bez fajerwerków. Z innej strony, czy planowaliśmy spędzić z nią resztę naszych dni? Owszem, miała być to wspólna podróż, ale nie do ostatniego ładowania.
No dobra, przyznamy się do jednego grzechu. Tak, mieliśmy chwilę zawahania, gdy wzrok nasz przyuważył na środkowym panelu ciekawy przycisk wyłączenia ESP. Była to minuta słabości, pauza, w której przez myśl nam przemknęło pytanie bez logicznej odpowiedzi (póki co) – czym Spring sobie zasłużyła na taki medal – medal wyłączenia ESP? Postanowiliśmy jednak nie zadręczać się i nie zamęczać tym pytaniem i całkowicie oddaliśmy się biesiadowaniu przy wspomnianej herbatce z prądem i pistacjowo-zielonymi (miało być ekologicznie) biszkoptami w kształcie samochodowych tablic rejestracyjnych.
Mała, wredna i zaczepialska
Jak na Wiosnę przystało Spring była mała. A małe, jak wiadomo, zgodnie z pradawną, również prasłowiańską, tradycją, jest zwyczajnie wredne. Nie nazwiemy jej szkodnikiem, ale nie będziemy też słodzić i nie powiemy, że zaczepialskie to to nie jest. Niby stoi sobie takie skromne, małe, niepozorne dziewczę w kapciach 14-ach. Niczym się nie wyróżnia. Ot zwykła miejska dziewucha. Jednak serducho tej małej jest niezwykle wyczulone na wszelkie przejawy wyprzedzania i zajeżdżania drogi przez tych większych. Nagle wyrasta jej diabelski ogon, a tym cwanym spod świateł całkiem umiejętnie i absolutnie niewymuszenie (a już na pewno nie wyżyłowanie) pokazuje rogi, a nawet bardziej tylne kopytka.
Prowokująca duszyczka towarzystwa
Spring niewątpliwie prowokuje. Prowokuje swoim wyglądem, swoją delikatnością. I jak na nasze oko minimalizmem, ascetyzmem, twardością, nieokrzesanością. W zasadzie to ze względu na te wszystkie, tradycyjnie pewnie raczej niemile widziane cechy „dobrego” auta, ale też z uwagi na młodzieżowe odzywki i niepohamowaną energię pod maską, może ona, wbrew pozorom, znaleźć wspólny język z młodzieżą, której absolutnie nie przeszkadza brak „bajerów”, bo takie akurat mogą mieć poza autem. Nie bójmy się tego stwierdzenia, statystyki nie kłamią, Dacia Spring podbija rynki i dobrze się sprzedaje jako kolejne, niezasypiające gruszek w popiele, elektryczne oczko w głowie Renault Group.
Nie, nie mamy na myśli młodzieży podstawówkowej, bo ta akurat chyba dąży do przesadnej wygody, no i nie może jeszcze mieć prawa jazdy (nie uwzględniamy w tym badaniu „spadochroniarzy” o wieloletniej praktyce). Ale taki okres studiów, pierwszej pracy, gdzie centrum miejskie wydaje się być idealnym miejscem na spędzenie całego życia, gdzie tłok i nie ma gdzie szpilce upaść…
Tam, i wśród takiej młodzieży z Wiosną można być za pan brat. Młodzież, jak i starsi, bardziej doświadczeni polubiliby (a nawet pokochaliby) Spring choćby za to, że w zakresie od 30 do nawet 80 kilometrów na godzinę „zbiera się” z wyjątkowo młodzieńczym niepohamowanym wigorem. Innymi słowy, Spring nie daje plamy, potrafi zjednać sobie pokolenia i nawet może być duszą towarzystwa. Kto wie czy przypadkiem nie będzie odpowiedzią i panaceum na odwieczną męsko-żeńską wojnę? Do Spring, z co najmniej kilku powodów, szybko się przekonają panie. Łatwa w obsłudze, brak sprzęgła, i tylko dwa biegi. Pojemny, prosty i ciekawy miejski samochód.
Najeżony pstryczek-elektryczek
Wracając jednak do tych „kłujących”, „najeżonych” cech charakteru, napiszemy wprost – Spring potrafi zaskoczyć. Gdy żegnaliśmy się z nią na najbliższym tarasie widokowym we Wrocławiu, po tygodniowej zabawie, musieliśmy nieco przyspieszyć, by zdążyć na samolot. Wynik był dosyć ciekawy, bo w trybie standardowym, zgodnie z naszą stopą Spring udaje się, lekką nogą, rozpędzić do maksymalnie 130 km/godz. (według producenta 125). I absolutnie nie mamy tu na myśli opcji z wiatrem i z górki. Tak, zapasu mocy wystarcza na te 130 kilometrów na godzinę. Dalej pedał ani drgnie, a elektroniczny wskaźnik ani się ważny przeciwstawić swej młodej właścicielce. Co innego zauważyliśmy w wariancie z załączonym trybem ECO (producent prawdę Wam powie). Tu od razu zaczęły się schody i maksymalnie udało się rozbujać Wiosenkę do 100 km/godz. (z wiatrem i z górki udawało się wskoczyć na rekordowy pułap 103 km/godz.).
Co dalej? A dalej okazało się, że przy takim wycisku, dziewucha zaczynała strzelać fochy i pokazywać humorki w postaci nieprzystojnego, jak na tak młody wiek, „żłopania”, niczym wytrwały zawodnik wielkomiejskiej zaułkowej mordowni, prądu. Wskaźnik procentowy naładowania baterii po prostu oszalał.
W tym momencie aż chciałoby się ją porównać do małego, zadziornego pieska, który odszczekuje się swoim prześladowcom zza ogrodzenia, z takim poświeceniem i zawzięciem, że po dłuższej chwili dostaje zadyszki i zaczyna tracić głos. Na pewno byliście niejednokrotnie świadkami podobnych scen z piekła rodem (mamy na myśli takie pieski).
Trwa ładowanie…
Zużycie energii jest elementem dosyć niepewnym, niestałym, a wręcz bardzo zmiennym. Z tym ładowaniem i zasięgiem jest tak, że na stronie Dacia, w sekcji związanej ze Spring znajdziecie bez problemu informacje jak zoptymalizować ten proces. Pod nos dostaniecie również kalkulator kilometrów i ładowania oraz informacje o tym, że w My Dacia jest możliwość zdalnego zarządzania Wiosenką oraz obserwacji postępu ładowania, pozostałego zasięgu etc.. Z naszych obserwacji wynika jednak, że są to bardzo pobożne życzenia, gdy wiatr nie wieje w twarz, na drodze jesteśmy sami, poruszamy się z prędkością maksymalną 30 km/godz., w trybie ECO, bez włączonej klimatyzacji i temperaturze zewnętrznej + 20°C. Rzecz jasna, miejsce, gdzie poruszamy się ma w tym przypadku równie istotne znaczenie, jak i wszystkie inne warunki.
W tym momencie ważna jest szczera odpowiedź na pytanie, które niewątpliwie narodzi się w Waszej głowi, czyli jak bardzo ufamy testom robionym w warunkach idealnych? Drugie (choć w naszych głowach było ono pierwsze, ale na potrzeby artykułu udajemy większych erudytów) pytanie zapewne zabrzmi – jak często poruszam się ze stałą 30 km/godz. po mieście?
Aczkolwiek nie jest to „problem” tylko elektryków. Jest to pewna stała producentów wszystkich aut. Branża motoryzacyjna, jak i wiele innych, w swym naturalnym dążeniu do maksymalizacji zysków, jest dobrze wyćwiczoną konformistką. Dostosowuje się do wymagań narzucanych przez legislację i je robi tak jak trzeba. Ostatecznie jeździmy tym, co w książkach można określić jako samochód idealny na ten czas, ale w praktyce poruszamy się nieznanym sprzętem, bo tylko od nas, czyli zupełnie indywidualnie, zależy jak długi dystans pokonamy Springiem na jednym ładowaniu i, w zasadzie, jak często w ciągu tygodnia będziemy ten samochód podłączać do „paśnika”. Ładowanie, to temat rzeka (na dodatek rwąca). W tym żywiole głos decydujący będzie miał tylko użytkownik.
Lekcja pokory i zarządzania czasem
W ciągu naładowanego emocjami tygodnia obcowania ze Spring nauczyliśmy się pokory. Pokory do czasu. Podciągnęliśmy również swoje instynkty w zakresie planowania z wyprzedzeniem. Wiemy już, że te cechy „must have” właściciele elektryka od Dacia (w zasadzie każdego elektryka), jeśli nie chcą, by podróż skończyła się ściąganiem na lawecie lub inną ciekawą sytuacją.
Choć zawsze mogliśmy skorzystać ze wsparcia spalinówki, to jednak odstawiliśmy nałóg spalinowy na bok. Postawiliśmy tylko na elektrojazdę, co wiązało się dla nas z trzykrotnym ładowaniem. Nigdy jednak nie doprowadzaliśmy samochód do spadku naładowania baterii poniżej 50%, by trzymać rękę na pulsie i spokojną głowę.
Obserwacje są niezwykle ciekawe. Na poziom naładowania baterii istotny wpływ ma temperatura zewnętrzna (zakładamy, że inaczej to wygląda przy ogrzanym garażu) podczas ładowania. Wiemy, że nie odkrywamy w tym miejscu Ameryki. To, o czym piszemy jest absolutnie naturalne i nic zjawiskowego w naszych przemyśleniach nie ma. Niemniej jednak, przy temperaturze ok. 6-7 stopni na plusie 100% naładowania baterii pozwoliłoby na przejechanie ok. 170 km, z kolei przy ładowaniu w temperaturze otoczenia ok. 2 stopni na plusie komputer wyrzucił nam już 156 km zasięgu.
Gdybyśmy ładowali samochód z gniazdka u kolegi albo znajomych, to musielibyśmy pewnie zostać u nich na noc, jeśli to dobrze znajomi, to mamy zapewnioną kolację gratis (ale jak długo w tej sytuacji pozostaną naszymi dobrymi znajomymi – za to nie ręczymy). Doładowanie z poziomu ok. 55% do fulla (nie chodzi o Lubelskiego fulla) kosztowało nas ok. 9 godz. oczekiwania. Z innej strony, ten czas można poświęcić na samokształcenie, czytanie, pracę (nawet siedząc w aucie, o ile jest ciepło). Nieprzypadkowo poruszyliśmy temat targetu studentów, uczniów i innych żądnych nauki młodych osób, które w tym czasie mogą spokojnie skupić się na robieniu ściąg.
Warto jednak pamiętać o tym, że jak i przy spalaniu benzyny, diesla lub gazu wskaźnik naładowania baterii pełni rolę jedynie poglądową i te 170, 230 lub nawet idealne 250 km zasięgu wezmą w łeb przy naszym, indywidualnym stylu jazdy. Jednak, na pewno, nie nastawialibyśmy się na przejechanie 305 km (z gwiazdką od producenta) na jednym ładowaniu. Jeśli jednak to uczynicie – odezwijcie się w komentarzu, udokumentujcie to wydarzenie i postaramy się załatwić Wam jakąś odznakę Lidera efektywnej jazdy.
Czy zakłóca ten temat naszą pozytywną opinię o samochodzie? Absolutnie nie. Bo wciąż i nadal, Spring da się lubić. W tym miejscu, bez ogródek, cienia wątpliwości i z całą odpowiedzialnością możemy oświadczyć wszem i wobec, że prawdziwy potencjał elektryka drzemie w ładowaniu.
Z rodziną najlepiej nie springuj
Wiemy doskonale, że „z rodziną najlepiej na zdjęciu”. Otóż na zdjęciu akurat ze Spring będzie Wam do twarzy, bo to naprawdę fotogeniczne autko. Aczkolwiek do środka rodziny starajcie nie spraszać, przynajmniej za często. Po pierwsze w chłodniejsze dni nawiew nie wyrabia. Z tyłu głowy trzeba mieć, że wszystko, czego używamy w środku dosłownie „zżera” prąd. Przy okazji warto napisać nawiasem, że to auto, w gruncie rzeczy, jest wspaniałym poskramiaczem wszystkich tych osobników, którzy zapominają o niemarnowaniu energii elektrycznej, szczególnie, gdy jej użycie nie jest w żaden sposób uzasadnione. Wiosna założy Wam skuteczny kaganiec na pilnowanie poziomu baterii… gdy głodno, chłodno i do domu daleko.
Wróćmy na chwilę na rodzinne podwórko. Otóż, Spring lubi dzieci, tylko czy dzieci lubią Spring? Z tyłu w kanapie, zresztą w miejscach, gdzie to właśnie ma być i jest, znajdziemy po prawej i po lewej stronie zaczepy Isofix. I w tym miejscu można byłoby postawić potężną, tłuściutką kropkę. Podciągniemy temat dalej, choć nie będzie lepiej. Spokojnie pomieścimy z tyłu dwa foteliki z młodocianymi rozrabiakami, o ile wzrost tych drugich nie przekracza ok. 96 cm w porywach do 104 cm. Oczywiście, zakładając, że nasz wzrost nie przekracza ok. 180-185 cm. Jeśli jest inaczej, to można próbować inne konfiguracje, ale we czwórkę z fotelikami z tyłu raczej nie pojedziecie. Nie traktujemy jednak tego jako minus, bo, umówmy się, … wiosna trwa tylko trzy miesiące. Taki żarcik i odstęp liryczny.
Czterej w Springu bez psa
Cztery osoby na pewno się zmieszczą w tym aucie, ale będzie to krótka przejażdżka, czyli taka, na pokonanie której zaprogramowano Spring. Czy będzie wygodnie? To oceni każdy samodzielnie. Dwie osoby, w tym kierowca, mogą wygodnie, niczym królewska para podczas orszaku Traktem Królewskim, pomykać miasteczkowymi uliczkami. Owszem, wyruszać w nieco dalsze wyprawy też można, ale będąc mocno wyczulonym na punkcie tego, że prądu do baniaczka nie zabierzecie i nie każda stacja posiada odpowiedni dystrybutor. Owszem, posiada gniazdko 220V, ale czy pozwoli skorzystać spragnionym elektrowłóczęgom?
W naszym przypadku podróż we czwórkę (dwie dorosłe, raczej wyższe osoby + dwójka dzieci w wieku 2 i 10 lat (to drugie już bez fotelika)) nie była może najwspanialszą przygodą, ale nie możemy jej też nazwać przeprawą przez pustynię Atacama wołami, wycieczką krajoznawczą przez czeluść piekła albo wypadem na zakupy do Biedry w sobotę, gdy tuż obok jest Lidl z darmowym parkingiem i ram pam pam pam. Tak, młodsze pokolenie nie tryskało optymizmem na widok malusieńkiej Spring – najmłodsze cały czas sprawdzało jakość i trwałość wykonania ekoskóry na fotelu kierowcy (wysoko oceniamy ten element), z kolei starsze – mamrocząc pod nosem zaklęcia, i dziwnie, niczym podopieczny egzorcysty, wywracając oczy białkami do przodu, po prostu zamknęło się w sobie. Ożywiły się dopiero po przesiadce do Dustera.
Mała Spring o dużym bagażniku
Pisaliśmy już, że Wiosenka lubi zaskakiwać i szokować. I w tym miejscu samochód na pewno Was zaskoczy. Zdecydowanie na plus. Oczywiście, nie uszczęśliwimy każdego. Nadal nie zajmie ono wysokich miejsc w rankingu najbardziej polecanych dla szmuglerów, handlarzy bronią, przewoźników trzody i bydła. Dużym minusem jest ten skromny zasięga baterii. Nie o tym jednak mowa. Zwykłego, miejskiego „Kubicę” powinna zadowolić pojemność bagażnika, która przerosła nasze oczekiwania. Wózek, ale spacerówka, wejdzie tam bez problemu, i nie tylko boczkiem i bez kółek. Zostanie też miejsce na parę innych gratów, typu zestaw do wymiany oleju i dwie, a nawet trzy, opony, gąsienicę od czołgu i kilogram krówek.
Obstawiamy (na oko, bo nie mierzyliśmy), że Spring zabierze wszystkie 4 swoje koła w bagażniku bez składania tylnej kanapy. Czy Duster umiałby w takie klocki ze swoimi kołami? Pamiętajcie o tym, że udźwig każdego auta jest ograniczony. Nie przesadzajcie z krówkami, nawet jak są przepyszne, bo ten elektryk też ma muchy w nosie i swoją cierpliwość pod względem wożonego ciężaru.
Dlaczego byliśmy tak zaskoczeni? Po prostu, gdzieś tam z tyłu głowy, jak przez mgłę, z pamięci się wynurzyły drastyczne wspomnienia związane z „ogromną” pojemnością bagażnika w Citroen C2… Idąc tym tropem, niesłusznie założyliśmy, że skoro oszczędzamy na aucie, bo ma być małe, miejskie, zwinne, elektryczne i jeździć pod znaczkiem Dacia, to bagażnik powinien mieć zbliżoną do C2 pojemność. Po raz kolejny Dacia nie daje sobie w kaszę dmuchać (w Renault ZOE pojemność bagażnika też jest spora) i otwiera bagażnik niedowiarkom, pokazując, że stać ją na rozrzutność. Troszkę z przekąsem, ale faktycznie, chyba troszkę ten bagażnik jest kosztem wygody pasażerów tylnej kanapy. Ale co tam, dzieci, ryby i pasażerowie na tylnej kanapie głosu nie mają.
Smukła i szczupła, do nadwagi nieskora
Skłamalibyśmy, gdybyśmy napisali, że Spring została wyrzeźbiona przez swojego twórcę z innej gliny niż ulepiono Dustera. I skoro już jesteśmy przy temacie karoserii i wyciszenia, to chwalcie swoje Dustery, bo możecie mieć Springa. Choć musimy tu stanąć w obronie wykonania poszycia Wiosenki. Maska jest okropnie ciężka. Ale to tak porządnie ciężka, że Duster, pozycjonowany jako SUV, może skrobać Wiośnie pięty.
Z tej okazji przydałoby się zamontować w Spring jednak teleskopowe podnośniki maski. Z innej strony, tychże okazji do zaglądania pod nią będzie niezwykle mało. I tu jest miejsce do popisu dla osób mieszających blisko granicy, bo mamy tam sporo wolnej przestrzeni, której nie uszkodzi kilkunasto lub kilkudziesięciokilogramowy pakunek np. koszyczek z przysmakami dla chorej babci. Tak sobie myślimy teraz, na spokojnie, gdy opadły emocje i jesteśmy wielką oazą ciszy, że być może ta maska ma taka być, bo tego wymagają przepisy wobec elektryków. Nie dzielimy jednak włosa na czworo, bo szkoda niszczyć ostatni włos.
Poza tym wierzymy, że wyciszenie Spring ma, bo widzieliśmy jak nieco wystawało w okolicach zamknięcia przednich drzwi. Nie zmieniało to jednak w sposób wyraźny odgłosu „puszki” przy zamykaniu drzwi kierowcy. Zostając na chwilę przy drzwiach, chyba warto byłoby nieco poprawić rozmieszczenie klamki i sam uchwyt drzwi. Przy nieco wyższym wzroście często kilkakrotnie łapaliśmy powietrze zanim trafiliśmy na klamkę. Łapaliśmy powietrze też przy chęci użycia dźwigni zmiany biegów, a nogą niejednokrotnie wciskaliśmy wyimaginowany pedał sprzęgła. Stawiamy na to, że wszystko jest kwestią przyzwyczajenia.
Wiosna czy przedwiośnie – oto jest pytanie
Żegnaliśmy się z Wiosną niezwykle czule, płakaliśmy jak bobry, roniliśmy rzewne łzy nad jej srebrną karoserią i absolutnie nie chcieliśmy jej wypuszczać z naszych ramion. I nie ma w tym ani odrobiny przesady ani ironii. Zżyliśmy się z tym samochodem. Specjalnie nie używamy w naszej relacji z testów określenia małym autkiem, bo takowym Spring nie jest. Tak, Dacia Spring jest mała, ale nie jest to „Maluch”. I owszem, chcielibyśmy mieć to auto na stałe u siebie, choć raczej jako drugie w rodzinie, bo na taką wiosnę dla nas jeszcze za wcześnie.
Może wszystko dlatego, że nie stawiamy samochodom zbyt wysokich poprzeczek albo nie traktujemy je jako przedłużenie swojego ego. Po prostu nie obnosimy się z autem i nie traktujemy go jako najwyższe dobro. Nie omieszkamy jednak w tym miejscu podziękować Renault Polska za wspaniałą okazję elektrowłóczęgi DS, poznania nowych ludzi (bo dzięki Spring udało się na szybko zorganizować miejski spot Jesienna Wiosna z Go! Duster w duchu Wiosenki, gdzie pojawili się nowi żądni przygód, wiedzy i nowych doświadczeń Grupowicze Go! Duster).
Na pewno, Spring jest wiosną dla Dacia, bo mieć sprawnego, zwinnego i taniego elektryka w swojej stajni w tej chwili już po prostu wypada. Inaczej można stracić rynek i obudzić się z ręką w nocniku. Choć na miano wiosny, w naszym mniemaniu, zasługuje cała Dacia. Jest świeża i pozwala spojrzeć na auto z nieco innej perspektywy. Rzuca się w motoryzacyjny wir bez opamiętania, bo do młodych, gniewnych, szalonych i odważnych świat należy. Wszystko, rzecz jasna, jest pochodną czegoś. Duża zasługa w tym, gdzie teraz jest rumuńska marka, leży po stronie Renault i zastrzyku finansowego grupy, który obudził w Rumunii prawdziwego, uśpionego smoka.
Troszkę z zazdrością patrzymy okiem Polaka na to, że Rumuni poradzili sobie z tym tematem i mają produkt narodowy (jeden z wielu, rzecz jasna), z którego mogą być dumni. Nie jest ważne jaki kapitał stoi za przedsięwzięciem. Marka ocalała, wróciła odmłodzona i rozważnie, po dorosłemu walczy o swój kawałek tortu na wielkiej motoryzacyjnej paterze. Rozpycha się lusterkami, oponami, drzwiami, klapą bagażnika i wszystkim czym się da, by rozłożyć parawan na ekskluzywnej plaży i cieszyć się swoim miejscem pod słońcem.
Ale powiało chłodem…
Pomimo zdecydowanego polecenia tego samochodu, wydaje nam się, że w niektórych momentach to wszystko (nie dotyczy to tylko Spring i Dacia, ale całej motoryzacyjnej działki „elektryków”) jest w Polsce jeszcze jednym wielkim przedwiośniem. Chcemy się przesiąść do czegoś tańszego, ale albo nas nie stać finansowo albo infrastruktura wokół zamiaru jest w powijakach. Skoro jesteśmy przy finansach, to wspomnimy, że Dacia jest tym tańszym wyborem, ale koszty zakupu i tak wahają się w okolicach 80-90k (z dofinansowaniem rządowym, o którym się trąbi o 18-27 tys. mniej, ale realnie pewnie nie aż tak pięknie). Swoją drogą nie do końca rozumiemy paradoks wyższego dofinansowania do elektryka zakupionego przez posiadaczy Karty Dużej Rodziny… Dacia Spring nieco kłóci się z pojęciem dużej rodziny.
Widzimy uciążliwości związane w użytkowaniu tego auta z punktu widzenia ładowania przez osoby, mieszkające w blokach. Owszem, zamieszkujący niskie piętra, mogą podważyć to stwierdzenie. Jednak czy nie wydaje się to ładowanie z domowego gniazdka, pociągniętego kablem o długości 15-20 metrów przez trawnik, trącić amatorką i bezradnością?
Spring to na pewno skok w przyszłość, ale infrastruktura szybkiego (takiego w 10-15 minut, nawet do tych 70-80%) nieco za tym nie nadąża. Przy okazji pojawia się również sporo innych wątpliwości i pytań w zakresie tego czy te auta realnie są czyste i zeroemisyjne. Gryzie też nas kwestia spadku wydajności baterii, którą widzimy nawet w naszych smartfonach (już nawet po roku użytkowania), które nie są nowalijką na rynku technologicznym i są znacznie mniejsze (można je zmieścić w kieszeni). Niepewność w tej materii podsycają doniesienia dziennikarzy, biorących pod lupę elektryka z innej stajni (spadek wydajności na poziomie 8% po 25k przejechanych kilometrów i zaledwie roku użytkowania).
Co z wydajnością baterii w pięcioletnim Springu? Gdzie ładować, jeśli nie mamy garażu a do ładowarki miejskiej lub jakiejkolwiek innej kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów? Co robić z czasem, w którym ładujemy auto (a to w przypadku Dacia Spring przy standardowym ładowaniu z gniazdka może wynosić nawet 15-16 godzin do 100%)?
Witajcie w klubie, jeśli w Waszej głowie zagościły podobne i inne pytania w związku z elektrykiem od Dacia o urokliwej nazwie Spring. Nie bójcie się testować, nie bójcie się próbować i wypróbowywać. To na pewno Wam się opłaci. Zdecydowanie polecamy testy nie jednogodzinne, kilkuminutowe, ale co najmniej kilkudniowe. Dopiero takie przyjrzenie się samochodowi pozwoli odkryć jego silne i słabe strony. Udanego testowania!
Znaczna część materiałów zdjęciowych, których użyliśmy w artykule, jest autorstwa naszego Grupowicza Mariusza Kocoń.
Śledź nas na fanpage’u lub na grupach Go! Duster. Staramy się trzymać rękę na pulsie Dacia i czasami Renault Arkana.
Zajrzyj również do innych nowości Dacia Duster i ciekawostek oraz tematów związanych z tuningiem tego samochodu
A wolnej chwili zapraszamy na drobne zakupy do Go! Shop.